Ostatniej niedzieli (haha, trzy tygodnie temu...) byłam bardzo produktywna, jeśli chodzi o słodycze. Po przyjechaniu do mieszkania, obiad przygotowałam z mrożonki, za to deser przygotowałam w pełni samodzielnie (z pomocą mojego chłopaka, R. ;) ). Z przygotowania deseru pozostały mi 4 białka, wiedząc więc, że mogę z nich zrobić bezy, znalazłam przepis i przygotowałam chrupkie słodkości. Przepis znalazłam na
moje wypieki i odrobinę zmodyfikowałam (nie miałam miętowego ekstraktu, więc go nie dodałam, zapomniałam o soli, a masa wyszła chyba troszeczkę za rzadka, ale bezy się udały ;) ). A tak właściwie, to nie powinnam podpisywać się pod tym postem, bo bezy ubijał R., a ja tylko odmierzałam składniki, od czasu do czasu zaglądałam, czy wszystko idzie zgodnie z planem ;)
Skladniki:
- 4 białka
- 250 g cukru pudru + 1 łyżka
Białka ubić na sztywno mikserem na wysokich obrotach (ja z tymczasowego braku miksera zatrudniłam taki osobisty - mojego chłopaka ze staromodną trzepaczką ;) ). Muszą być naprawdę sztywne (najlepiej zrobić test odwracając pojemnik z nimi do góry dnem ;). Następnie dodawać partiami cukier (to bardzo ważne), po jednej łyżce, cały czas ubijając.
Nałożyć do rękawa z ozdobną końcówką i wyciskać na blachę. Zostawiać między nimi nieduże odstępy - trochę jednak urosną.
Piec w temperaturze 100ºC przez 2 h 10 minut.
Ja na koniec wyłączyłam piekarnik i zostawiłam je w środku. Były w środku suche, ale kiedy poleżały poza piekarnikiem około dwóch dni, miały to, co lubię w bezach najbardziej - lekko gumowy środek :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz